Żołnierze wyklęci
Dodane przez arek dnia Marzec 16 2011 20:45:01
Tak można nazwać Polaków służących w Wehrmachcie. Ze względu na ich różnorodną ocenę część pomorskich rodzin skrzętnie ukrywa fakt, że ich dziadkowie czy ojcowie nosili niemiecki mundur podczas II wojny światowej.

Dokonując jednak rzetelnej oceny istniejącego wtedy stanu rzeczy należy na szali położyć, z jednej strony domniemaną zdradę polskości, z drugiej - presję dnia codziennego, czy zwyczajną chęć przeżycia. Na przypomnienie zasługuje także fakt, iż niemiecki aparat terroru skutecznie wykazał swe umiejętności w pierwszych miesiącach okupacji, mordując elity pomorskie w takich miejscowościach jak Grupa-Mniszek, Fordon, Piaśnica czy Las Szpęgawski.

Dzieci Hohenzollernów
Po podboju Polski w 1939 roku pierwszy pobór do wojska niemieckiego miał miejsce już w 1940 roku z grona Polaków obywateli dawnego Wolnego Miasta Gdańska. Dopiero jednak ?uporządkowanie? spraw związanych z obywatelstwem spowodowało masowy pobór polskich rekrutów. Pomorzanie biorąc pod uwagę okres zaborczy zostali potraktowani jako ?dzieci? Hohenzollernów i podzieleni, zgodnie z rozporządzeniem z 4 marca 1941 roku o Niemieckiej Liście Narodowej Deutsche Volksliste (DVL) na cztery grupy obywateli. Najwięcej z nich trafiło do trzeciej grupy, która była wyjątkowo szeroka. Do niej, decyzją twórców dokumentu, należało zaliczyć osoby pochodzenia niemieckiego (spolonizowane), które dawały gwarancję na powrót do narodowosocjalistycznej wspólnoty narodowej, osoby z małżeństw mieszanych (z osobą pochodzenia nieniemieckiego), mające decydujący wpływ na współmałżonka oraz wszystkich tych, którzy - zdaniem twórców rozporządzenia - należeli do ludności skłaniającej się ku niemczyźnie (mieszkańcy Pomorza, Śląska). Historycy szacują, że wpis na trzecią listę niemiecką uzyskało ponad 2 mln Polaków w tym około 1.050 tys. mieszkańców Górnego Śląska, 727 tys. mieszkańców Pomorza oraz około 500 tys. osób z Kraju Warty. Sytuację tę wyjaśnia fakt niedokładnego przestrzegania kryteriów przyjmowania do poszczególnych grup i rejestrowania obywateli tak zgadzających się dobrowolnie, jak i zmuszanych do tego pod wpływem różnorakich środków represji, np. odbierania przydziałów kartek żywnościowych, wyrzucania z lokali mieszkaniowych, odbierania miejsc pracy, nękania przez policję, a nawet wywożenia całych rodzin do obozów koncentracyjnych lub przesiedleńczych (i warunkowaniu zwolnienia podpisaniem DVL). Podczas całej wojny najsilniejszym naciskom poddawani byli mieszkańcy Śląska oraz Pomorza. Nie bez znaczenia na fakt podpisania volkslisty miało również wielokrotne wyrażanie zgody i wręcz zalecanie do tego m.in. przez Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych i premiera Rządu Polskiego na uchodźstwie, gen. Władysława Sikorskiego, którzy namawiali Ślązaków, Wielkopolan i Pomorzan do podpisywania DVL, aby uchronić naród przed biologicznym wyniszczeniem. Przyjęcie czy bycie zapisanym do trzeciej listy niezwiązane było z wieloma korzyściami ekonomicznymi czy obywatelskimi. Wprost przeciwnie, obywatelstwo było czasowe i obwarowane wieloma ograniczeniami i obowiązkami, w tym także służby wojskowej. Jak podają opracowania, niemiecki mundur przywdziało około 375 tys. żołnierzy pochodzenia polskiego, w tym blisko 220 tys. obywateli polskich i 150 tys. Polaków z Polonii niemieckiej - obywateli III Rzeszy Niemieckiej. Na ogólną liczbę 18 milionów żołnierzy niemieckich powołanych do wojska w latach 1939-45 rekruci narodowości polskiej stanowili blisko 2 proc. ogólnego stanu armii.

Żołnierska służba
Pobór rekrutów do wojska niemieckiego przebiegał w typowy dla tego typu organizacji sposób. Po badaniach lekarskich i otrzymaniu karty powołania rekruci gromadzili się w miejscu odjazdu, głównie stacji kolejowej, skąd pociągami kierowani byli do oddziałów szkoleniowych rozrzuconych po całych Niemczech na okres szkolenia unitarnego. Często podczas zbiórek na dworcach wraz z rekrutami przybywały ich rodziny. Dochodziło do paradoksalnych zdarzeń, gdy marsze wojskowe grane przez orkiestry niemieckie, zagłuszane były polskimi śpiewami kościelnymi czy patriotycznymi. Sytuacje te, początkowo tolerowane, szybko zostały zakazane jako szkodliwe dla niemieckiego ducha bojowego i wewnętrznej spójności narodu. Do opisywanego wydarzenia dochodziło także i w Nowem. Tu dla śpiewających żołnierzy sprawa potoczyła się w złym kierunku, gdyż skazani zostali na karę więzienia odbywaną w berlińskim Moabicie. Niemiecki akt oskarżenia z Sądu Wojskowego Wehrmachtu z dnia 31 kwietnia 1943 r. opisuje haniebny i godzący w niemieckie morale i chęć zwycięstwa postępek dziesięciu polskich rekrutów: ?5 listopada 1942 roku na stacji w Nowem zebrała się grupa stu rekrutów wraz z członkami rodzin. Na wniosek policji rodzinom uniemożliwiono wejście na teren dworca. Odjazd pociągu zaplanowano na 7:30, gdy zbliżała się ta godzina w jednym z wagonów zaintonowano ?Kto się w opiekę odda Panu swemu?. Zgromadzeni przed dworcem podjęli śpiew, co przerodziło się w polską manifestację. Policja zatrzymała pociąg i z wagonu zabrano dziesięciu rekrutów?. Uzasadnieniem aktu oskarżenia były następujące słowa: ?Podobne zachowania wcielonych do niemieckiej armii żołnierzy mogą budzić spore wątpliwości wśród ludności cywilnej w niezawodność i gotowość do poświęceń niektórych jej członków. Wywołują troskę i niepewność, co do zwycięstwa Niemiec w związku z tym wpływają negatywnie na wolę, wytrzymałość i determinację naszych obywateli?. Po okresie szkoleniowym i złożeniu przysięgi żołnierze kierowani byli do walki. Nie sposób tu przywoływać wszystkich wojennych wspomnień, szczególnie wstrząsające są te z frontu rosyjskiego. Jedyną pociechą dla żołnierzy były listy z domu i krótkie odpowiedzi przesyłane za pomocą poczty polowej, np: ? Moi Kochani! Ten list piszę już z rowów. Dziś jakby miała być niedziela, ale to, to wszystko jedno, bez zmian, tylko strzelanina bez przerwy, nie wie się, czy jeszcze wyjdzie się cało z tego wszystkiego. Wczoraj w południe to miałem nadzwyczajne szczęście, pocisk artyleryjski tam, gdzie leżałem w rowie, uderzył pół metra przed rów. Dostałem w głowę w ?sztaldelm?, ale nie przebiło, bo cała siła poszła w ziemię, i w ?sztaldelm?. Straciłem, nie wiem na jak długo, przytomność i byłem cały przywalony ziemią. Dopiero po potwornym ogniu znaleźli mnie i wyciągnęli z rowu. Wczoraj to cały dzień byłem głuchy i szumiało w głowie. Dziś już jest wszystko dobrze. Tak, to był naprawdę ciężki dzień, całą nadzieję tylko w Bogu pokładam, żeby z tego szczęśliwie wyjść. Żegnam was, do szczęśliwego zobaczenia się?.

Ucieczki i dezercje
Jedną z form protestu przeciwko siłowemu wcieleniu do wojska niemieckiego były częste, wręcz powszechne ucieczki i przejścia do aliantów bądź dezercje i ukrywanie się na terenie Pomorza. Jak masowa była to skala, świadczy fakt, iż blisko 90 tys. Polaków - żołnierzy Wehrmachtu, uzupełniło stan Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Szczególnie w 1944 r., w obliczu nacierających wojsk radzieckich, nasiliły się dezercje podczas urlopów. Te jednak groziły rodzinie i ukrywającym dezertera karą śmierci, a najmniejsze podejrzenie o ukrywanie zbiega - skierowaniem do obozu koncentracyjnego.

Niemieckie listy
Do wielu pomorskich domów trafiały niemieckie listy informujące matki o śmierci ich synów. Oto jeden z nich do mieszkanki Nowego. Dowódca pisze: ? Szanowna Pani. Moim obowiązkiem jest powiadomić Panią, że Pani syn, grenadier Stanisław, dochowując wierności swej przysiędze z dnia 12 września 1944 roku poległ za Fuhrera i naród pod Croce (Włochy). Ukojeniem w tej dramatycznej chwili niech będzie dla Pani fakt jego wiernej i oddanej służby dla narodu. Nasz oddział stracił dzielnego, godnego do poświęceń żołnierza, którego na zawsze zachowamy w pamięci. Bohaterska postawa w ostatnich chwilach życia jest dla nas wielkim przykładem. Wraz z moimi żołnierzami składam Pani wyrazy współczucia?. Jak wielu Polaków - Pomorzan poległo nosząc niemiecki mundur nie jest do końca wiadomo, jednak los ich był tożsamy z losem każdego innego żołnierza: ginęli w ogniu walki, umierali z ran, zostawali inwalidami. Zakończenie wojny nie przyniosło końca problemów. Niechciana służba często oznaczała społeczny i państwowy ostracyzm, a jak niesie przykład ostatnich lat wykorzystywana jest ona do bieżących walk politycznych. Biorąc jednak pod uwagę obecny stan badań historycznych, jednoznaczne potępienie udziału Pomorzan w niemieckim wojsku jest wynikiem nieznajomości podstawowych faktów historycznych, złożoności bytowania i funkcjonowania społeczności pomorskiej.

Zbigniew Lorkowski