I znowu upał. Z moimi kuzynkami - Pelą i Natką z Tucholi - spędzamy razem kolejne dni nad Wisłą. Leżaczki, parawaniki, kocyki piknikowe i duże kapelusze słomkowe. W koszach leżą zawinięte w mokry pergamin i płótno płaty zimnego mięsa. Kwaszone ogórki błyszczą lśniącą skórką. Czerwienią się pomidory i rzodkiewki a ciemne, karmelowe piwo mojej produkcji wyciągane jest co godzinę z najbliższej studni, gdzie je przechowujemy. Poczciwy pan Jaś z pobliskiej chałupy dowozi je nam regularnie a i on sam z godziny na godzinę jakby coraz bardziej wesoły i skłonny do żartów. Żar z nieba jest dokuczliwy ale zawsze tu jednak przyjemniej niż w miasteczku.
A propos miasteczka: i tu dużo zmian i wydarzeń. Najważniejsze: mój Stasiulek awansował. W magistracie jest już bardzo ważną personą a woźny na jego widok podbiega do drzwi i usłużnie mu je otwiera. Gabinet Stasiulka przeniesiono z bocznego skrzydła do głównego korytarza. Stasiulek stąd ma piękny widok na uliczki miasteczka. Masywne i okazałe biurko zostało wykonane na zamówienie burmistrza przez naszych stolarzy. Jestem taka dumna i przejęta, bo teraz na mnie spłyną dodatkowe obowiązki - być żoną takiego Stasiulka to nie byle co! No właśnie: może już niedługo wreszcie powiększy nam się rodzinka? Tylko ja i doktor Neumann wiemy o tym. Na razie jeszcze cicho sza, przynajmniej przez 3 tygodnie - dla pewności !
A teraz czas na wydarzenia światowe.
Stasiulek śmieje się gdy tak mówię. Jakie światowe? To tylko nasze małe muzykowanie a nie wielkie granie! - mówi zawsze. Dobrze, dobrze, ja swoje wiem - chór Lutnia to najlepsze co jest w naszej nowskiej kulturze. No może jeszcze dodałabym połączone chóry: Lutnia z dyrygentem panem Dominikiem Frydrychowskim i Harmonia z organistą Feliksem Frydrychowskim.
Ale od początku.
Miesiąc temu, bo 28 czerwca w farze poświęcono sztandar naszej Lutni. To była piękna uroczystość. W kościele prawie wszyscy mieszkańcy miasteczka, różni urzędnicy i goście ze Świecia i okolic. Mieliśmy piękne miejsca: tuż obok burmistrza i przy ołtarzu. Moja nowa garsonka uszyta przez Zimmermannową z Bydgoszczy zrobiła niezłe wrażenie na paniach. Stasiulek zadawał szyku pięknym, amarantowym krawatem a nasz wuj Alfred Kapa w ułańskim mundurze wyglądał jak zwykle szalenie elegancko. Niezła rodzinka! Kazanie wygłosił ksiądz dziekan Konitzer ze Świecia a mszę odprawił nasz proboszcz ksiądz Bartkowski. Po mszy spotkanie w Ogrodzie u Borkowskiego, gdzie odbyły się występy Lutni i kilku innych chórów. Okazja była tu temu spora, bo to nie tylko poświęcenie sztandaru ale i też zjazd śpiewaczy II Okręgu Pomorskiego. Chóry z Grudziądza, Laskowic, Lalków, Komórska i Świecia prezentowały się wspaniale. Dla mnie najlepszy był jednak nasz chór - chór Lutnia. A ich sztandar jest przepiękny. Na drzewcu przybito kilkanaście tabliczek z nazwami darczyńców. Póki co, sztandar można oglądać w naszym kościele. Wuj Kapa przyniósł aparat fotograficzny i zrobił kilka ciekawych zdjęć. - Dla potomności - powiedział - dla potomności. I dodał z uśmiechem: - A wiesz Florciu, w czym chodzi żołnierz? Żołnierz chodzi w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Nasz wuj nie na darmo czasem ze Stasiulkiem wymienia takie np. uwagi: - W dyplomacji można czasem robić świństwa ale nigdy głupstwa. W Kawalerii jest odwrotnie. Cały wuj, cały on ....
To letnie plażowanie nasunęło mi myśl na wyprawę statkiem po Wiśle. Zadzwoniłam do Grudziądza i zamówiłam bilety dla siebie i Stasiulka. Trasa całkiem ciekawa: stateczek spółki Vistula zacumował na nowskim brzegu i popłynął w kierunku Tczewa. Siedzieliśmy na wygodnych leżaczkach, popijaliśmy dobre winko i machaliśmy dłońmi do ludzi stojących na brzegach rzeki. Pełen luz i relaks! W Tczewie przesiedliśmy się z naszego bocznokołowca na pełnomorski stateczek Carmen. Po kilku godzinach wpłynęliśmy na zatokę - do Gdańska. Tu odprawa graniczna, mocno ciężka atmosfera i wreszcie .... rejs do Gdyni. Jak to miasto rośnie w oczach! Niesamowita rzecz! W Gdyni czekał na nas już Tadeusz, przyjaciel Stasiulka ze studiów. Pracuje u pana Kwiatkowskiego, głównego budowniczego portu. Teraz zajmuje się tworzeniem Dalekomorskiej Floty Rybackiej. To bardzo dobrze, bo bardzo lubię ryby, szczególnie pieczone. Stasiulek nie był jednak zachwycony a Tadeusz spojrzał na mnie jakoś tak dziwnie, kiedy powiedziałam to na głos. No cóż, nie każdy może wytrawnym smakoszem ....muszę to koniecznie przekazać później Stasiulkowi. Do Nowego wracaliśmy nocą. Jechaliśmy z Tadeuszem jego służbową limuzyną przez Kościerzynę. Akurat wypadł mu wyjazd do Bydgoszczy - dla nas czysta okazja.
spicadnia sierpień 09 2010 09:32:05 Witam Florentynę i Stasiulka!!! aż mi serducho podskoczyło jak zobaczyłam cd. pamiętnika. Już myślałam że Florentyna ze Stasiulkiem wypłynęli Batorym do Ameryki Całe szczęście że się myliłam i są nadal z nami w Nowem Dzięki za pamiętnik, jest wspaniały !
domino1583dnia sierpień 09 2010 10:07:07 No wreszcie,po długiej niebytności,chyba na gwiazdkę doczekaliśmy się znowu dalszych przygód pamiętnika w roli głównej z Florentynką i Stasiulkiem .Szkoda,że pamiętnik gości tak rzadko na naszym portalu.
IKAdnia sierpień 10 2010 11:45:55 Ja też bardzo stęskniłam się za pamiętnikiem Florentyny. Jak przyjemnie przenieść się w czasie do dawnego Nowego. Powtórzę za Dominem: szkoda, że tak rzadko mamy ku temu okazję. 23121959, dziękuję, że w ogóle to robisz, a robisz to naprawdę świetnie! Z niecierpliwością czekam na kolejne "kartki"
Bonkadnia sierpień 10 2010 20:20:40 Bardzo ciekawe Zakończenie jak z FAUSTA "Lato trwaj" - " trwaj chwilo, jesteś piękna" Pozdrawiam